Autostop w Urugwaju nie nalezy do najlepszych. Chociaz pierwszy dzien podpowiadal cos innego. Nie zdarzylem nawet wystawic kciuka, a w srodku miasta zatrzymal sie samochod z propozycja podwiezienia. Nie zdziwilo. Mowiono, ze to kraj milych ludzi.
Atrakcjami ustepuje jednak sasiadom, wiec podrozniczym celem staje sie dla nielicznych. Dla mnie takze mial byc to tylko przystanek w drodze. Iludniowym tego jak zwykle nie wiedzialem... Wszystko zalezalo od wspomnianego wyzej autostopu i ludzi, ktorzy to przeciez wplywaja tak bardzo na wyjatkowosc danego miejsca.
Poczatkowego braku ochoty na jakakolwiek integracje z miejscowymi, juz drugiego dnia pozbawil mnie Eduardo. Po noclegu na darmowym kampingu przy plazy bezowocnie probowalem wydostac sie gdzies dalej. Nade mna niebo pozbawione chmur, ktore wypatrywalem z nadzieja, ze chociaz na chwile rzuca cien na rozgrzany asfalt. Oczywiscie nie zadbalem o nowa czapke i krem do opalania, wiec twarz a w szczegolnosci nos, szybko przybrala bardziej czerwona barwe.
Musialem sie gdzies schowac. Wtedy, jakby na zawolanie podjechal do mnie na niewielkim motorku ktos wzbudzajacy swoim stanem poczatkowo jedynie politowanie. Narabany, ociekajacy woda, z najdalej tygodniowymi zadrapaniami na twarzy... Od razu widac, ze niezly zawodnik.
Nie bedac skory do rozmow, probowalem dac mu do zrozumienia, ze najlepiej bedzie, jesli pojedzie w swoja, niesprecyzowana zapewne strone. Nic z tego. Uparl sie, ze chce mi postawic piwo. Czemu nie, jesli nalega. A woda w butelce na wyczerpaniu... Poniewaz w zasiegu wzroku nie bylo sklepu odjechal zygzakiem na dwie minuty, po czym mielismy juz do dyspozycji cztery kolka i szofera. I juz nic nie bylo tego dnia takie samo. A noc skonczyla sie na pace toyoty hilux wiozacej mnie do wygodnego lozka. Nad glowa tysiace gwiazd, w uszach dzwieki Prodigy...I zycie nabralo barw. I znow bylo pieknie.
Nastepnego dnia poznalem cala rodzine, poglaskalem psa i mimo zachety aby zostac dluzej, ruszylem dalej. Kuszaca propozycja, ale nie czuje sie najlepiej bedaqc zbyt dlugo na czyims garnuszku, a tym razem odwdzieczyc sie nie moglem.
Stop szedl srednio. Liftow sporo, ale krotkie. A potem dlugie czekanie na nastepny. Dobrze, ze nadal mialem namiot. Karimate zastapil polar. Nie bylo zle...