W ciagu tak krotkiego pobytu w tym kraju juz po raz trzeci wpadam do stolicy, gdyz wiekszosc glownych polaczen autobusowych przebiega z reguly przez to miasto. Tym razem spedzam tu jednak noc, wiec troche bardziej probuje wczuc sie w otaczajacy klimat. Tym bardziej, ze jest to ostatni przystanek w Indochinach. Od jutra rzadzi Malezja.
Spotkany w Wietnamie tramp powiedzial mi tylko, ze tutaj na jednego turyste przypadaja trzy tuk-tuki :). A wiec "How are you sir?", czy "Motorbike mister?", to zwroty ktore, tak gleboko tkwia we mnie, ze snia mi sie nawet po nocach :)
Przed wyjazdem czesto slyszalem, badz czytalem rozne ostrzezenia dotyczace tutejszego jedzenia. Myc rece, unikac lodu itp. Po kilku dniach pobytu szybko o tym zapomnialem i przez dwa miesiace probujac bez ograniczen roznych specyfikow, nie rzadko lodowych :) nie majac przy tym wiekszych problemow zoladkowych. Ostatni poranek uswiadamia mi jednak, ze zbyt pieknie byc nie moze. Zaraz po przebudzeniu okupuje kibel przez nastepne pol godziny, bedac jednoczesnie poniewierany biegunkowym bolem :)
Niestety od jakiegos czasu sprzet foto odmawia posluszenstwa, wiec uznaje, ze zasluzyl w tym miescie na rest. A zreszta warto czasem spojrzec na otaczajacy swiat przez troche inny pryzmat.