Poprzednia nocke umilalismy sobie popijajac przywieziona z Polski "wyborowa", a bedac juz w Krabi, na poczatek tez cos zakrapianego. tym razem urodziny miejscowego ladyboya, gdzie po krwawych gitarowych probach Pawla, przyszlo nam odspiewac "hej sokoly" acapella... I pomyslec, ze takie chwile mozna przezywac, bedac nawet 10000 km od domu. Goscinnosc i usmiech tajlandczykow, momentami powala na kolana.
Aby uciec od gwaru miasta, wypozyczamy terenowe suzuki. Jak powszechnie wiadomo ruch uliczny w Azji, bywa czasem szokujacy, a ilosc autochtonow na motorach zatrwazajaca. Na szczescie klakson nie jest uzywany w nadmiarze, tak jak to bywa w innych, tego typu krajach. Tym sposobem docieramy do goracych zrodel, wspinamy sie po stromych schodach, na wzgorze z posagiem buddy, a gdy dzien dobiega konca orzezwienia dostarcza nam ukryty w dzungli wodospad. Poniewaz znajduje sie on w parku narodowym, za wstep pobierana jest oplata. Z racji tego, ze byla juz pozna pora, nikt nie kazal placic. Dopiero po wyjsciu pojawil sie spragniony latwego zarobku tubylec wolajac "ticket, ticket...". My na to "no speak english..." i kilka zdan w ojczystym jezyku. Nie chcac sie tak latwo poddac, powtarzal to swoje "ticket, ticket...", a my jenoczesnie lokowalismy sie w naszej furmance. Calosc na koniec skwitowal Olo, mowiac "OK, we go". Mysle, ze na tym skonczyla sie jego (nie)wiara w nasz angielski :)
Tym razem noc spedzamy na plazy, gdzie miejscowi urzadzili sobie male "full moon party", gdyz akurat jest pelnia. Poza tym jest na tyle cieplo, ze spokojnie mozna obejsc sie bez spiworu. Hmm...jedynie te insekty.
Pozostal ostatni dzien w tym regionie, wiec ruszam obejzec slynne urwiska wokol Railey Beach. To w koncu tajlandzka mekka wspinaczy. W takich miejscach probuje sobie czasem wyobrazic, jak wygladal ten zakatek 200 lat temu, gdyz mimo tlumu turystow i hoteli z basenami, nadal robi piorunujace wrazenie. Kiedys to byl poprostu raj...
Jeszcze tylko jedna noc za 1,5 dolara (!)na glowe i zegnamy Krabi kierujac sie na polnoc, gdzie czeka na nas bardziej "dziki" klimat. Po drodze chcemy zachaczyc jeszcze o mala wysepke Kho Tao, ktora przyciaga jak magnes milosnikow nurkowania z calego swiata.