Nie wiem, czy nadal mozna to nazwac blogiem. okolo trzymiesieczne opoznienie w dokonywaniu wpisow, to chyba dosyc sporo :) A podroz przeciez nadal trwa... Coz jednak poczac, gdy natlok wrazen nie pozwalal sie za bardzo rozpisac. Calosci dopelnil brak weny, albo raczej ochoty.
Zreszta juz od pierwszych chwil kraj do korego wtedy przybylem zaoferowal mi takie natezenie wszelkiego rodzaju przygod, ze gdy po pewnym czasie wreszcie dorwalem net, nie bardzo bylem w stanie to wszystko ogarnac. Bylo tego zbyt wiele, a na horyzoncie za nic nie chciala siepojawic jakas dluzsza, spokojna chwila. Musialbym chyba zamknac sie w jakiejs celi, gdzie bylbym poza zasiegiem doiegajacych do nie ciaglych pozdrowien, a takze co wcale nie bylo rzadkoscia, prosb o wspolne praktykowanie jezyka anielskiego :) W Indonezji mlodziez ma za zadanie domowe poprostu rozmowe z obcokrajowcami, a ze na Sumatrze podczas mojego pobytu, nie bylo zbyt wielu takich jak ja, na brak towarzystwa nie moglem narzekac.
Oczywiscie nie tylko ludzie przyczynili sie do tego, iz juz po tygodniu ten niebanalny kraj byl dla mnie poprostu the best. W tej czesci swiata najzwyklejsza jazda na dachu kolorowego autobusu staje sie niezapomnianym, pelnym adrenaliny szalenstwem. dzieki temu kazdego dnia towarzyszylo mi uczucie spelnienia i satysfakcji.
Poniewaz nadrabianie wszystkich opisow najzwyczajniej w swiecie nie ma sensu, a zreszta formula bloga narzucajaca opisywanie kazdego wazniejszego punktu po drodze, jakos mi przestala odpowiadac, tak wiec aby tak do konca sie nie poddac, trase dalszej podrozy bede przedstawial w wiekszosci fotkami...ale zapewne teksty takze sie pojawia.
Pozdrawiam tych, co tutaj zagladaja :)
Aloha :)