Bedac jeszcze w Australii czytalem na pewnym forum opinie jednego "pana" na temat kraju do ktorego zmierzalem, ze jest nie warty zachodu i marnowania pieniedzy. Dodam, ze ow "pan" uraczyl swoja osoba jedynie najwieksze miasto poz ktore wcale sie nie ruszyl. Wtedy przypomnialem sobie takze opinie jednego z kumpli ktory po kilkumiesiecznym pobycie w Ameryce Poludniowej i tym co tam widzial, tez nie byl jakos pozytywnie zszokowany po przybyciu potem do tego "raju na ziemi". Dodatkowo czesto ktos wspominal o komercji i latwym dostepie do ekstremalnych rozrywek, niestety za niemala kase. I ta momentami bardzo nieprzyjazna pogoda...
Moje wyobrazenia jeszcze przed wyjazdemk z Polski byly zupelnie inne. To wlasnie te dwie wyspy tak daleko polozone od kontynentalnego swiata mialy byc dla mnie jedna z wazniejszych, jesli nie glowna destynacja. Tak wiec ladowalem z mieszanymi uczuciami. Przywitany deszczem, chlodem i szaroscia nie czulem jakiejs wyjatkowej ekscytacji, ktora najczesciej towarzyszy mi w takich chwilach. Spory wplyw mialy na to gdzies tam tkwiace tak gleboko i bedace tak daleko, ale jednak rzucajace cien na samopoczucie problemy. Wtedy chyba pierwszy raz od wielu miesiecy trwania tej podrozy pojawilo sie delikatne zwatpienie. Przez krotka chwile myslalem nad sensem tego wszystkiego, nad sensem ktorego zawsze bylem tak pewien. Przeciez cos tracac w zamian dostawalem duzo, duzo wiecej. A tu nagle cos takiego... Oczywiscie do jakiegokolwiek psychicznego dola bylo mi jedak daleko, bo przeciez u mnie cos takiego nie wystepuje :) Pojawila sie jednak wieksza niz zazwyczaj tesknota. Za Polska, gdzie pelnia lata, koncerty i moze czasem zbyt sfrustrowani otaczajaca rzeczywistoscia, ale naprawde ciekawi ludzie.
Poczulem sie jak pacjent potrzebujacy samouleczenia lub jakiejs wlasnej terapi, aby wrocic na normalna, pelna zyciowej energii sciezke. Liczylem, ze ten kraj i mieszkajacy w nim ludzie ulatwia mi zadanie.
Podczas pierwszych trzech dni w miescie spora liczbe rozrywek zapewnila mi trzydziestokilikuletnia i megaaktywna Anna u ktorej znalazlem nocleg. Czegos nadal bylo mi jednak brak. Nucac piosenke "wystarczy odrobina nadziei, pozytywne myslenie wszystko odmieni":) ruszylem wiec przed siebie, w strone chcacej pokazac mi swoje kolejne oblicze dzikiej przyrody, ktora przeciez jest wizytowka tej krainy. Ta wertykalna wedrowka miala dostarczyc mi jeszcze wiecej satysfakcji z przebywania w otaczajacym mnie swiecie i dac do zrozumienia, ze jestem wlasnie tu, gdzie powinienem byc...
Powoli wszystko zaczynalo wracac na wlasciwy tor. Zaslyszane wczesniej opinie szybko odeszly w zapomnienie, a ich miejsce zastapily moje wlasne. Slowa, ze to kraj pazernych ludzi, chcacych wykorzystac zasoby portfela turysty nijak sie mialy do tego co bylo wokol.
Autostop z reguly bez zarzutow. Dzieki niemu znow dostalem dorywcza prace. Dzieki niemu takze kilkakrotnie ladowalem w domach mieszkajacych tam ludzi, czy chociazby na plantacji marihuany.
Czy mozna nie pokochac kraju w ktorym kierowca po kilkunastominutowej znajomosci proponuje porzyczenie wlasnego samochodu?
-Stary, moze byc ciezko dotrzec tam stopem. Wez moj woz. Tylko podrzuc z powrotem tak...okolo piatej.:)
Oczywiscie o sprawdzenie mojej torzsamosci sie nie troszczyl. Umknal z kawalkiem wiadra i miski do rzeki, aby poszukac troche cennego kruszcu. Jak widac u niektorych goraczka zlota wciaz zywa... A ja mialem do dyspozycji cztery kolka na kilka godzin.
Tego dnia takze poznalem Gee, przybysza z odleglej Holandii, ktory prawie cale swoje zycie spedzil w miescie, po czym pewnego dnia spakowal manele i przylecial na drugi koniec swiata, aby zamieszkac w jurcie. Takiej z ogromnym lozkiem, kominkiem i bateria sloneczna na dachu. Pelen wypas. Zyje sobie z uprawy organicznych warzyw i sprawia przy tym wrazenie naprawde szczesliwego.
Tutaj jakos latwiej o samowystarczalna spolecznosc. Wokol gdzieniegdzie porozrzucane tipi, lub kolorowe autobusy sluzace za mieszkania hipisowskim rodzina..
Tak wiec korzystajac z zaproszenia wbilem sie na kilka nocy do jurty, aby znow sprobowac czegos nowego, bo przeciez juz kiedys taki pomysl rodzil sie w mojej glowie...
Podobnych sytuacji, czy przypadkowych (jesli cos takiego istnieje :)) spotkan byla cala masa. Dwa miesiace przelecialy niczym okres wakacji z czasow szkolnych. Zbyt szybko i z nadal wielkim apetytem na kolejna dawke wrazen.
Nowa Zelandia i to co mnie z nia polaczylo oraz to co z niej wynioslem nie bedzie w stanie zniknac z mojej pamieci przez miesiac, rok, czy piec. To bedzie tkwic pod moimi powiekami juz zawsze...